Jeszcze nigdy inwestowanie nie było tak trudne

In Finanse
04 listopada, 2011

Gdy wspominam „stare dobre czasy” – sprzed upadku banku Lehman Brothers – to inwestowanie oszczędności było wówczas dziecinnie łatwe. Oczywiście w rzeczywistości nigdy takim nie było: takim „wydaje się, że było” – w porównaniu do dzisiejszej sytuacji.
Wystarczyło uzbroić się w cierpliwość, rozłożyć inwestycję na raty lub cierpliwie czekać na okres głębokiej, kilkudziesięcioprocentowej przeceny. Ktoś kto pod wpływem euforii zainwestował na samym szczycie hossy – musiał poczekać 2-4 lata i wychodził na swoje. Nikt nie wątpił w to, że akcje spółek notowanych na giełdach to inwestycja obarczona największym ryzykiem, a obligacje skarbowe – najmniejszym. Jeszcze dodam powszechne przekonanie, że najlepszą inwestycją na długi termin miałby być (są?) akcje.
Co zostało z tamtych pięknych czasów? Niewiele.
Obligacje skarbowe? Najbardziej gorący kartofel jaki można sobie wyobrazić. Im bardziej dojrzałe kartofle (EUROSTREFA) tym gorzej. Akcje rynków wschodzących? Kiedyś inwestycja wyłącznie dla spekulantów, teraz najlepsza lokata pod względem wskaźnika zysk do ryzyka inwestycyjnego. Pamiętam jak jeszcze w połowie 2008 roku, gdy straty pechowców inwestujących w fundusze akcji na szczycie hossy osiągały poziom 30%, powszechne były słowa pocieszenia wypowiadane przez doradców, przedstawicieli funduszy: Niech się pan/pani uzbroi w cierpliwość, w okresie kolejnych 2-3 lat po stratach pozostanie tylko blade wspomnienie.
A tutaj nic. Pechowcy z 2007 roku już zaczęli odrabiać straty, już zaczęli liczyć miesiące do wyjścia na swoje, a tu BĘC. Być może minie wiele lat (wiele dziesiątek?) zanim indeksy giełdowe powrócą do swoich maksimów. Co w takiej sytuacji zrobić? Cierpliwie czekać? Ile można. Przecież minęły już 4 lata. A tutaj straszą nas dalszymi spadkami.
Obligacje skarbowe? A kto zwróci zaciągnięty dług przez państwo? Przecież państwo to my, obywatele, zadłużeni po uszy. Właśnie dzisiaj można było dowiedzieć się z prasy, że każdy z nas ma dług wynoszący 80 tysięcy złotych. Kto go spłaci? Ci którzy ulokują oszczędności w obligacjach skarbowych wyemitowanych za 10 lat, za lat dwadzieścia. Nawet jeżeli, to kto później będzie kupował „bezpieczne”, gwarantowane przez Państwo Polskie, obligacje skarbowe?
Sytuacja Polski i tak jest dużo lepsza niż innych krajów. Grecja wiadomo: bankrut. Spójrzmy na Włochy. Dług publiczny tego kraju wynosi 1,9 bln Euro! Emitując nowe obligacje Włosi muszą płacić co najmniej 5% odsetek – taką stopę i tak udaje się utrzymać tylko dzięki interwencji EBC, lub jak podano dzisiaj, obietnicy zakupów obligacji przez Chińczyków. Co to oznacza? Że aby powstrzymać wzrost zadłużenia, Włosi muszą spłacać wierzycielom 100 miliardów samych odsetek rocznie! Gdyby doszło do paniki rentowność włoskich obligacji momentalnie poszybowałaby do poziomu co najmniej dwa razy wyższego – to oznacza 200 miliardów samych odsetek. Szok. A co z kwotą zadłużenia? Co z prawie dwoma bilionami długu? Obok są Hiszpanie, zaraz będą Francuzi i tak dalej.
Strach się bać. Jedyna nadzieja w Chińczykach. Paradoks: kraj produkujący buble, przepełniony korupcją, nie wspominając już o nieprzestrzeganiu praw człowieka, o komunistycznym ustroju, jest jedyną nadzieją dla Europy, a być może i świata. To komuniści ratują kapitalistyczny zachód i śmieją się mówiąc w kuluarach: Wy Europejczycy uważacie, że jesteście jedną Wielką Szwajcarią. A tak naprawdę cały Euroland to jedna Wielka Grecka Tragedia.
wpis pochodzi ze strony www.unionklub.pl