Alternatywne oszczędzanie: Stare monety zyskowną inwestycją

In Finanse
04 listopada, 2011

Do skutecznego pomnażania naszych oszczędności nie zawsze konieczne jest śledzenie tabel z wynikami najlepszych funduszy, spółek giełdowych czy programów inwestycyjnych. Czasem wystarczy rozejrzeć się dokoła i poszukać w szufladzie pierwszych eksponatów do naszej kolekcji. Zbierane w dzieciństwie monety mogą się bowiem okazać bardzo ciekawą i zyskowną inwestycją.
Lokaty bankowe przynoszą poniżej 5 proc. zysku rocznie, a jeszcze mniej po uwzględnieniu inflacji i podatku. Na giełdzie ostatnie wzrosty są wynikiem napływu na niespotykaną dotąd skalę kapitału zagranicznego, który jest wyczulony na zmiany na rynku globalnym, a obligacjom nie pozostało wiele miejsca na kolejne wzrosty. Dlatego warto rozejrzeć się nad „inwestycjami alternatywnymi”. Pierwsze skojarzenia często wiodą w kierunku funduszy hedgingowych, programów inwestycyjnych asset management (oferowanych np. przez WGI Dom Maklerski) czy skomplikowanych instrumentów strukturyzowanych. Coraz popularniejszą formą pomnażania kapitału staje się zbieranie monet. Numizmaty, podobnie jak papiery wartościowe czy instrumenty pochodne mogą służyć do budowy portfela inwestycyjnego, a przy tym rozbudzić w nas nowe hobby.
Zbierać każdy może
Znawcy twierdzą nawet, że wiek XXI będzie stuleciem kolekcjonerów, a właśnie uniwersalna i pewna numizmatyka ma szanse zdobyć największe uznanie. Uniwersalna, bo zbierać swoje „drogocenne okazy” może każdy. Mnogość emisji, nominałów, metali, z których zostały wykonane okazy, pozwala inwestować osobom o różnej zasobności portfela. Tego atrybutu pozbawione są np. obrazy, które są z reguły albo kiepskie i tanie, albo wybitne i drogie, a często dochodzi jeszcze problem autentyczności. Co się tyczy pewności, to metalowy krążek, jest dużo bardziej odporny na wszelkie nieprzewidziane okoliczności niż klaserze znaczkami.
Jakich zysków można oczekiwać? Na przykład 2 złote z wizerunkiem Zygmunta Augusta wybite w 1996 r. jest dziś warte ponad 200 zł! Tak spektakularnych rezultatów trudno oczekiwać obecnie, ale wysoką stopę zwrotu rzędu m.in. kilkunastu procent dały już monety wybite w zeszłym roku. Jak twierdzi Ryszard Marczukiewicz z Centrum Numizmatycznego w Olkuszu, monety od lat nie staniały, a w przypadku polskich współczesnych monet popyt przewyższa podaż. Ceny wielu srebrnych monet rosną po 10 – 20 proc. już miesiąc po emisji. Inne potrzebują więcej czasu, żeby rozpocząć swój start w górę i przynieść inwestorowi taki zysk. W różnym stopniu rosną też ceny monet zależnie od kruszcu, z jakiego zostały wykonane. Najwolniej z reguły rosną najdroższe monety ze złota, w środku stawki lokują się srebrne numizmaty, spekulacyjne wzrosty są zaś domeną monet wykonanych ze stopów nieszlachetnych.
Ograniczone ryzyko
Na wzrost zainteresowania polskimi monetami wpływa integracja naszego kraju z Europą Zachodnią. Już nie tylko Polonusi chcą mieć w swojej kolekcji eksponat ze znakiem Solidarności czy Szlakiem Bursztynowym. Poza tym monety o podobnym stopniu rzadkości jak w Polsce, są za naszą zachodnią granicą kilkukrotnie droższe. Można tam nawet mówić o przemyśle numizmatycznym. Zachowanie cen monet po emisji jest kreowane przez popyt i podaż – czyli zależy od wielkości emisji i zainteresowania kupujących, co może wynikać z kolei z popularnej tematyki czy stopnia oryginalności (np. ze względu na unikatowy kształt czy technologię wykonania). Z każdą inwestycją związane jest ryzyko, ale w przypadku monet nowych emisji jest ono znacząco ograniczone. Każda wyemitowana przez NBP moneta jest prawnym środkiem płatniczym w Polsce. Jeśli zaczniemy więc od kolekcjonowania dwuzłotowych monet ze stopu Golden Nordic, sprzedawanych w oddziałach banku centralnego, to w najgorszym wypadku będziemy mogli je wydać w sklepie. Natomiast ceną minimalną monet srebrnych czy złotych jest wartość kruszcu, z którego zostały wykonane. Zagrożeniem jest inflacja, ale ta na przestrzeni najbliższych lat powinna utrzymywać się na niskim poziomie. Większe zagrożenie dla naszych okazów może wynikać z nieprawidłowego przechowywania: im gorszy stan, tym niższa cena.
Ominąć fiskusa
Żartobliwe powiedzenie mówi, że w życiu dwie rzeczy są nieuchronne: podatki i śmierć. W sprawie podatków zbierający numizmaty są uprzywilejowani. Wartości kolekcjonerskie należy traktować jak każdą inną rzecz ruchomą. Sprzedaż w przypadku kolekcjonerów będzie stanowić sprzedaż prywatną, jeśli przedmiot transakcji będzie naszą własnością przez okres powyżej sześciu miesięcy (a przecież inwestycje w monety należy traktować długoterminowo), to sprzedawca nie zapłaci podatku PIT, a jeśli umowa będzie dotyczyła sprzedaży za cenę nieprzekraczającą 1000 zł, będzie też zwolniony z podatku od czynności cywilnoprawnych (w innym przypadku podatek ten wyniesie 2 proc. wartości transakcji). Dla porównania inwestycje w obligacje, akcje czy fundusze inwestycyjne są co do zasady obciążone 19 proc. podatkiem od osiągniętych zysków. Oszczędzanie w monetach należy zacząć spokojnie, bez kupowania zwłaszcza „okazyjnie” drogich monet. Warto też poszukać wśród rodziny, znajomych i uczyć się powoli budować własną kolekcję. W uproszczeniu NBP emituje nowe zestawy monet (złote, srebrne i ze stopu GN) kilkanaście razy w roku (aktualny plan emisyjny wraz z podstawowymi informacjami znajduje się na stronie internetowej banku centralnego). Są one sprzedawane w oddziałach NBP, w części banków i przez pośredników. We wrześniu do obiegu trafiły monety z wizerunkiem Gniezna, rozpoczynające serię „Historyczne miasta w Polsce”, która składać się będzie z 32 numizmatów. Jak wskazuje doświadczenie, pierwsze monety z serii są zwykle bardzo dobrą inwestycją. Swój sklep (także internetowy) posiada Mennica Polska, a wyśmienitym miejscem do zgłębienia tematu i podzielenia się opiniami na forum jest strona www.e-numizmatyka.pl.
MAREK WĘGRZANOWSKI, Źródło: Inwestor Finansowy
WGI Dom Maklerski, Źródło: Bankier.pl